1)Zawody Spiningowe Troć Iny 01.01.2011.r.








W dniu 01-01-2011r. o godz.7.00 na targowisku Manhattan w Szczecinie wstawiło się piętnastu zawodników, wśród nich jedna kobieta
Katarzyna Wawrowicz z naszego koła i w roli gościa kol. Piotr Ziemski z Kanadyjskiego Towarzystwa Łososi, na stałe zamieszkały w Kanadzie. Jeszcze tylko krótki postój na kawę i o godz.7.45 dotarliśmy na miejsce zbiórki. Już o tej porze był problem z zaparkowaniem siedmiu aut z naszej ekipy, a ścisk panował niemiłosierny.

Po krótkim przygotowaniu się zawodników, o godz.8.00 odprawę zawodników zrobił prezes koła Ernest Kwiecień, odczytany został regulamin zawodów, tradycyjnie podsumowano klasyfikację Grand Prix 2010r., otwarto tradycyjnie szampana noworocznego ufundowanego przez sklep wędkarski z targowiska Manhattan kol. Bogdana Żegnałek, posypały się życzenia taaaaaakich ryb w nadchodzącym sezonie. Zwycięzca Dariusz Zemler otworzył szampana ufundowanego przez siebie, życząc wszystkim zmiany lidera w kolejnym roku. Następnie tradycyjnego szampana ufundował i otworzył prezes Ernest Kwiecień w ramach tradycji wypicia za jego zdrowie, ponieważ tak to się czasem zbiega, że właśnie 1 stycznia jest jego dniem urodzin. Jakież wielkie było jego zaskoczenie gdy koledzy po kiju i partnerka poprzez jej ręce wręczyła mu moc życzeń i aparat fotograficzny firmy Samsung zakupiony z dobrowolnych składek na ten cel. W tym miejscu jeszcze raz pragnę bardzo gorąco podziękować wszystkim którzy złożyli się na ten aparat i dołączyli do życzeń celem uczczenia okrągłych 35 lat. Naprawdę zostałem bardzo mile zaskoczony i bardzo dziękuję. Po tym miłym wydarzeniu o godz.8.30 rakietą sylwestrową jak co roku prezes dał sygnał do rozpoczęcia pierwszych zawodów wliczanych do Grand Prix 2011r. Pochmurno, lecz temperatura +1, do tego bardzo silny porywisty wiatr z zachodu.

Rzeka Ina na tym odcinku jest mało ciekawym uregulowanym kanałem kompletnie pozbawionym uroku górskiej rzeki. Lecz jak się nie ma co się lubi to się lubi to co się ma. Był to niestety jedyny w miarę dostępny odcinek Iny dla większej grupy wędkarzy. Bardo przypadkowy i nieczytelny, lecz jak pokazują lata ubiegłe bardzo łowny. Szkoda, że pogoda nie pozwoliła nam przeprowadzić zawodów na naszym stałym miejscu. Tu ludzi tłumy odległość między łowiącymi nie przekraczała czasem 3-5 metrów, od oblodzonych brzegów odrywały się potężne tafle kry i niczym okręty spływały środkiem koryta w dół rzeki. Jeśli chodzi o walory estetyczne to na pewno ten odcinek ich nie posiada.

O godz.10.00 dowiadujemy się o pierwszej złapanej troci, po chwili słychać o kolejnych rybach. Jeden z naszych kolegów, będący drugi raz na noworocznych zawodach zapina sporą troć. Było to dosyć ciekawe wydarzenie, mianowicie na wysokości tartaku przed zakrętem mijam kol. Ryśka Wołosewicza, aby obłowić zakręt powyżej. Wymieniamy kilka zdań, na koniec mówię żartobliwie: ”- Rysiu bierz się do roboty, liczę na ciebie, złap rybę!”. Uśmiech u niego i u kolegów w pobliżu, humory dopisują. Ustawiam się powyżej i nagle widzę jak Ryśka kij wygina się w pałąg. Obserwuję kolegę próbując mu podpowiedzieć co ma robić. Niestety jak się okazuje nie słyszał ani jednej rady, w myślach była tylko ta troć. Po 5 minutowym przeciąganiu liny, troć zaczyna młynkować przy brzegu cztery metry poniżej, obok nawisu lodu. Po trzecim młynku wypina się z kotwiczki i macha na dowidzenia mocno ogonem. Z ocen kolegów, którzy rybę widzieli na powierzchni wynika że była to samica taka 90+. Szkoda były by super zdjęcia. W kolejnych minutach padają kolejne ryby, niestety nie u naszych zawodników. Na godzinę przed końcem naszych zawodów do rzeki ktoś wrzuca trzy petardy, huk i fontanna wody powodują, że co najmniej odcinek kilometra rzeki staje się nie wart dalszego obławiania. To nieetyczne i niesportowe zachowanie powoduje, że większość naszych zawodników kończy łowienie przed czasem, a pozostali przenoszą się daleko w górę
, lub w dół rzeki. Miejscówka, która obdarzyła wędkarzy trzema rybami zostaje opustoszała, a szkoda może jeszcze by jakąś rybę dała.

O godz.14.00 koniec wędkowania i pół godziny na dotarcie na miejsce zbiórki. Uczestnicy zawodów, ze smakiem zajadają chleb ze smalcem własnej roboty i raczą się gorącym żurkiem z białą kiełbasą tradycyjnie przygotowanym przez panią Elę Żegnałek, za co bardzo serdecznie w imieniu wędkarzy dziękuję, wszystko jak zawsze było bardzo smaczne. Wyczuwalne jest lekkie napięcie w powietrzu, rozmowy, wspomnienia poprzednich lat i ukradkowe obserwowanie kto wraca i czy z rybą. Przecież to pierwsze punkty w tym roku.

O godz.14.30 wszystko jest już jasne, mimo dwóch ryb na kijach, drugą troć na kiju miał Zbyszek Bossy, plus jeszcze jedne przytrzymanie, nikt do wagi nie przynosi ryby. Wszyscy zostaną sklasyfikowani na tym samym miejscy z tą samą ilością punktów, zgodnie z regulaminem Grand Prix 2011r. na piątym miejscu po 16pkt.

Oficjalne zakończenie i czas powrotu do domu. Podsumowując pierwszy dzień trociowego sezonu do godziny 14.00 na wspomnianym odcinku padło siedem ryb największa 76cm. Niestety nasi wędkarze nie złapali żadnej, zawody te zapisały się w historii jako najliczniejsze i po raz pierwszy bez rybne dla nas. Z tego powodu czując pewien niedosyt i niesmak, postanawiam wraz ze Sławkiem Nierodkiewiczem, Sebastianem Pilipajć i Bogdanem Żegnałek umawiamy się na jutro na trocie w górę rzeki na naszym co rocznym odcinku, aby zaspokoić walory estetyczne górskiej rzeki.

Zdjęcia z zawodów w galerii